[Verse 1: Abel]
Chłopaki nie płaczą, gdy płacą za błędy
Chcą mnie przygasić. Wracam...nawet nie wiem którędy
Robię to bez przerwy, bez pauzy
Tobie puszczają nerwy, krzyczysz, jakbyś był z Austrii
Mamy duszę, choć najchętniej zrobilibyśmy Holocaust im
Skoro szczyt ambicji, to się naćpać i nachlać, to ciekawa zabawa -
To relacja Kaina i Abla...
Każdy dzień zbliża mnie do śmierci. Nie chcę już więcej marnować czasu!
Wiem – przecież nie jestem święty. Ugryź się w język!
Krew – i nie wiem sam, czy to ból, czy to tylko kolor...
Papierowy świat, a wszystko i tak leży gdzieś poza naszą kontrolą
Dwie wieże, samolot... Wierzę w to, czego nie możemy wchłonąć, zniszczyć
Szerokie horyzonty, chcę widzieć więcej niż tylko mój dystrykt...
Wchodzę w to, daleko hen na horyzoncie ocean. Jestem Robinson Crusoe
Dryfuję tratwą, wybieram. Wybierasz. Wiesz, że dróg na skróty nie ma...
I budujemy być może lepszy świat, ale tylko tym co robimy teraz
[Hook: Abel] x2
Moja Atlantyda...Moja Mekka
Czasem nie wiem, gdzie idę
Zbyt kręta jest ta ścieżka
Jednak wiem, że coś się zmieni
Bo po to stąpam po tej Ziemi
[Verse 2: Abel]
Chłopaki nie płaczą, gdy płacą za błędy
Niosę bagaże, ten album jest ambalażem mojej wycieczki
Trzymam granaty bez zawleczki, ku pamięci moich ludzi
Zapalam świeczki, żeby zaraz potem głupocie w skroń strzelać confetti
Na chwilę zapomnij o celu przyziemnym, bo bardzo łatwo się zapętlić
Robiąc wszystko dla pieniędzy... Robiąc wszystko dla pieniędzy
A mój byt jest bardziej z tych transcendentnych
I zbieram emocje, potem zieję ogniem mojej kolekcji
My, do miana piromanów pretendenci
Żeby nie było potem pomówień, w ogóle nie znaczy to, że nie lubię złotówek
Na moje osiedle chcę wjechać SUVem i nie wiem czemu wymagania są za duże
Wzburzone ambicje leżą pod gruzem, a na zewnątrz znów zakwita ogródek
Wchłaniamy energię, ale ciągle czerpiemy ją z tych samych źródeł
Osiedla – tu nie znajdziesz komnaty z bursztynu...
Raczej kredyty i raty, ale to nie znaczy, że masz iść do tyłu
Szukam wyjścia. Ewakuacja. Panika nie da Ci i tak zielonego światła
Więc wdech. Wydech. Odwyk
Nie wiem jak Ty, ja chcę być wolnym
[Hook: Abel and Edyta Kręgiel]
[Verse 3: Abel]
Astygmatyzm – widzę nieostro
Piramidy – ich wierzchołki tną nieboskłon
Od Słońca trzecia planeta i energia, o której wiedział Tesla
Ona jest w nas
[Verse 4: Abel]
Joł, jestem Abel ze Smagalaz, chyba znasz mnie?
Jeden z niewielu tu raperów, który ma wyobraźnię
Ja idę do celu, a uwierz – to nie jest łatwe
Gubię frajerów. Traktuję to na poważnie
Nowa jakość, nowe alter ego
Nie ulegam trendom, tej, nie dotykaj trędowatego
Ups! Miałem na myśli trendsettera
Więc wrzuć na luz, lub polub nas od teraz
POW! Bariera każda pęka
Niebo to granica, chociaż jestem bliżej piekła
Raj na Ziemi. Nie kłam. Idź po szczeblach wyżej
Bieg na szybkość? A co ja kurwa jestem wyżeł?
Abel! Wyrzekam się zła. Mam Was w dupie!
I tak kiedyś sobie wszystko kupię!
Po co? Nie wiem. Wiem, że będzie super
Póki co, MTV Cribs – choć pokażę Ci chałupę
No więc – rap moim domem
Robię numery, by nie sypiać na kartonie
Abel – Twój brat, mój przydomek
Sunę po szosie – Opel, Fiat, Polonez
A gdybym miał być królem, to tylko Salomonem
Ty z bólem przełykasz szmat pokorę
Ktoś kroi słowa, ja robię ciach toporem
Poręczy za mnie niejeden gracz na scenie
Staż. Styl. Smak. Wychowało mnie podziemie
Lata lecą. To nie działa wstecz
Chodzę w Nike'ach. Niestety losu kowal to nie szewc
Szept zza pleców tylko rzuca cień na nas
Żyjemy z dnia na dzień. Mój dom. Mój rap. Enklawa
Raperzy kolekcjonują kit
Chłopcy z placu broni. Kto ich obroni? Nikt!
Teatr. Siedzę tu jako widz
Na razie musisz wyjść, właśnie zamykam drzwi [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]