[Refren]
Ona wykańcza nas ona nie daje żyć
Ona gasi w nas blask ona budzi nasz krzyk
Ona zabiera coś ona daje nam nic
Bo ona to zło jej ofiarą nie chce być
[Zwrotka 1: Ryjek]
Nie wiadomo czego chce a co sam mam komu dać
Błąkam się w ciemności myśli które plują prosto w twarz
W jednej drużynie że szczęściem głowa nie chce grać
Obiad zimny który tylko toleruje blat
Łzy i śmiech plątają się tworząc zapytania znak
Czemu to dopadło mnie skoro tak jest wielki świat
Odwaga i strach trzymają się za ręce
Prowadzą mnie gdzie ból chce zmiażdżyć moje serce
Bronię siłą się w tabletce otumaniam się nią
Skoczyć ze sobą czym prędzej w śmierci znaleźć swój dom
Wokół siebie się kręce i spoglądam w ten krąg
Sięgam po ogień w butelce i wypijam go
Moje ciało tak mięknie i upadam na twarz
Jest mi teraz tak pięknie chce powtarzać ten stan
Swoich przyjaciół nie widzę a podobno ich mam
W ramce wisi ich zdjęcie tu na ścianie od lat
Wychodzę z twych myśli podaj rękę i wstań
Nie dam rady tam być z tobą choć bardzo bym chciał
Gdy ona jest przy tobie i odwiedza cię ciągle
Zawsze będę w oddali jak tło w polskim godle
Wspierać cię nie problem jednak problem jest ona
Więc oddaj mi mój skarb jakim jest moja żona
[Refren x2]
Ona wykańcza nas ona nie daje żyć
Ona gasi w nas blask ona budzi nasz krzyk
Ona zabiera coś ona daje nam nic
Bo ona to zło jej ofiarą nie chce być
[Zwrotka 2: Ostry]
Świat ci się nie kończy gdy zostawia cie dziewczyna
Życie leci dalej z biegiem lat się zapomina
Tak normalne i tak proste się to wydawało
Trudniej to zrozumieć gdy naprawdę się kochało
By opisać ból nie ma takich słów
Toniesz tak głęboko jak mariański rów
Znów dopada cię depresja
Od śmiechu po płacz spokój i agresja
Upadasz na twarz dopadają myśli chore
Jeśli ktoś ma mi pomóc to niech pomoc przyjdzie w porę
Gorycz w ustach wypełnione serce smutkiem
Znowu piję wódkę biorę zapas na odtrutkę
Budzę się pijany znowu leżę na podłodze
Wracać chcę z powrotem chociaż dopiero wychodzę
Promień słońca parzy kolejna noc bez snu
Z nosa leci krew czujesz się jak szczur
Nisko nad sedesem głowa zawieszona
Leci żółć i ta wódka niestrawiona
Godziny paliły dni życie zabijały
W takim właśnie stanie miesiące przemijały
Chcę mieć Alzheimera i pozbyć się tych myśli
Znów na nogi stanąć i wydostać się ze zgliszczy
Wiem że chcecie dobrze przyjaciele moi
Lecz ta dobra rada tej tęsknoty nie ukoi
Końca nie widziałem i życiem się brzydziłem
Trwało bardzo długo gdy się podnosiłem
Znów chcesz być sobą i odzyskać siłę
Bo wierzysz że wzmocni to co nie zabije
[Refren x2]
Ona wykańcza nas ona nie daje żyć
Ona gasi w nas blask ona budzi nasz krzyk
Ona zabiera coś ona daje nam nic
Bo ona to zło jej ofiarą nie chce być [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]