1.Wczoraj było tak dawno, a do jutra tyle czasu Wciągnięty przez bagno ukrywam się w szatach hałasu Zagłuszam sumienie i upijam własny smutek Zakrzywiam rzeczywistość, kurwa, chyba mam tupet To nie wszystko. Tak bardzo chciałbym tobie opowiedzieć O tym jak było blisko. Teraz uciekam przed siebie Zimno i ślisko ale goni mnie świadomość Nie przyjmują reklamacji, którą sam składam co noc Jeszcze gorzej. Przyzwyczajenie robi swoje No a życia nie oddadzą. Czy kiedyś było moje? Nazwij to przesadą ale nie wytrzymam dłużej Tych wspomnień, skojarzeń. Mam w sercu burzę A w głowie mieszka furia co ma sen bardzo płytki Czasami za głupi i wciąż tak samo brzydki Gwarantuję ci człowieku, nadzieja tu wysiada Kiedy kątem ucha słyszysz co mi noc podpowiada Ref.: Nie będę silił się na porównania. W sztuce wręczam herezje Każdego dnia coraz bardziej sam. Powiedz ile jeszcze w sobie zmieszczę: Goryczy, żółci i smrodu? Czy nie mam powodu by wstać i spojrzeć w chłód gwiazd. Ostatni raz! 2.Czas był przeciwnikiem tylko dobrze się maskował Wiedział czym mnie kupić - jak dobry towar Zaatakował wściekle cały układ nerwowy Zima, noc, pustka, koc i te same szare schody Co łączą wszystkie klatki - te co wiszą nad miastem Z podłymi ulicami, a wewnątrz coraz ciaśniej Jestem domem dla wielu. Wpuszczałem od niechcenia Tylko przez to całe gówno dla mnie miejsca już tu nie ma
Nikt nie dawał po równo. Sprawiedliwość jest utopią Truizmy i banały nazywane filozofią By ukryć wady. Stary, powiedz po co mam się silić Grając rolę moich marzeń wzmacniam kręgi debili I na przemian płacz i krzyk wchodzą na tę scenę Na pewno nie poproszę ciebie o zrozumienie Tego ognia, bo każdego z nas spala co innego Smutna historia o przerośniętym ego 3.Najbardziej przeraża fakt, że pamiętam stale Dokładnie miejsce, w którym sam się pochowałem I tam już nie ma słońca, i umarł aromat tej siły co jej niby nie miał szansy nikt pokonać Tak właśnie jest z planami i dlatego mało sypiam Oczy dookoła głowy wypatrują ryzyka Choroby co może zabrać z tego świata I przynieść ukojenie czyniąc ze mnie wariata Instynktownie pragnę istnieć ale wszystko mnie drażni Brak ulgi, katorga, jesteśmy tacy straszni Nieudany gatunek, najebanego Boga Mały punkt we wszechświecie - nie ma co żałować Chcę zapomnieć, rozumiesz? Bo boli gdy pamiętam Pakowali do trumien kiedy byłaś taka święta Mogliśmy pójść razem, tą wygodniejszą drogą Coraz częściej kurwa nie wiem co mam zrobić ze sobą Ref.: Nie będę silił się na porównania. W sztuce wręczam herezje Każdego dnia coraz bardziej sam. Powiedz ile jeszcze w sobie zmieszczę: Goryczy, żółci i smrodu? Czy nie mam powodu by wstać i spojrzeć w chłód gwiazd. Ostatni raz!