[Zwrotka 1]
Tylko kilka procent to jest talent, reszta ciężka praca
Więc przez noce tyram dalej, byś do mnie nie przestał wracać
Palę bata, w szale latam, nie do wiary, że to ma tak
Wielką siłę rażenia, stawiam na atak
Jestem chyba gotów, by do samolotu wbić
Będąc w szoku, że co roku, coraz większy apetyt
Nie miałem nic, jestem żywym przykładem
Że gdy wkładasz sił, więcej i w to wierzysz to dasz radę
Kamikaze, wpadam na scenę nie biorę tu jeńców
Kiedy tu gadam, to mogę tu nadal, uwaga gdy zjawiam się na pętli
Wszyscy tacy święci, nie będą tacy spięci
Gdy ich rapy i koncerty, zostaną w naszej pamięci
Jedynie, naucz się wymowy mojej ksywy
Bo nim zginę, zdążę tu coś zdobyć i ich wybić
Jestem jak lider, ale to dziś widzisz też
Gdy pół sceny tępe lub leniwe i nie wstydzi się
[Refren x2]
Kto dziś przejął władzę i nie daję Tobie zasnąć
Jestem jak Kamikaze i spadam na Twoje miasto
Wiedziałem, że dam radę, teraz ty stawaj na baczność
I zdajesz sobie sprawę, kto naprawdę gra w to
[Zwrotka 2]
Piszę te rapy kolejny tu dzień, tydzień, miesiąc, rok
I potrafię to złożyć jak tylko chcę, gdy słyszysz, że jest spoks
I tak kolejny rok i chyba mam już dość
Mówili wiej mi stąd, niby dziś wierzą w me flow
Bzdura! Mimo wszystko, jebie mnie kultura ta
I sram na taki hip-hop, który i tak Ci tu chuja da
Bujam sam, raperem takim nie będę
Bo wstyd mi za ich chłam i pierdolę grać przybłędę
Zasady święte, tych skurwieli karać chcę
Którzy dawno zapomnieli, że liczy się charakter
Wracam zaraz wiesz nie na tarczy stąd
I to jaja bo by skarcić ich mi wystarczył rok
O, brak hamulców jak jebany Cris Holder
Lecę tak w kółko, nadal chyba jest mi z tym dobrze
Ty głąbie, wyjdź stąd gdzieś, idź skomleć
Gdzieś indziej ziombel, bo przestałeś tworzyć dziś tą grę
A ja nie jak przecież cały mój kartel
#Ryanair, lecę, wyrabiam w locie markę
To nie jest karate, skoro sprowadzam na parter
Twoją armię, która mi oddała już majk ten
[Refren x2]
[Zwrotka 3]
Nazwa mojej płyty, to nie przypadek jest
Wpadając na te bity już czuję jak Kamikaze się
W tym mam przewagę wiesz, uderzam z zaskoczenia
Zmierzam, celem scena, a ty już teraz nadziei nie masz
Płyty cztery do szuflady, piątą rzucam w eter
Bo nie jestem jak te składy, by Ci dać tutaj tandetę
To musiałem zrobić lepiej, dalej mam sposoby lecę
Całe doby tyle godzin, pisałem, by zdobyć strefę
Wpływów, scena jest jak rząd potrzebne zmiany
Trenerze jestem rozgrzany, zjem ich pięknie panie Parys
Czarny koń wysłany, galopowałem spokojnie
Po prostu miałem zamysł jak na trojańskiej wojnie
Taki comeback, nadal wszyscy czają to
Że dziś na spokojnie zjadam takie miśki #Haribo
Walić to, na Twych fizykach powinien znaleźć
Karny kutas się dzisiaj za chujowe rapowanie
Nie mam manier, gdy spytasz o autorytet
Dla mnie jedynym tu i tak są tylko moi rodzice
Miło słyszeć, liczą na mnie jak arkusz Excela
Widząc bardziej w roli inżyniera niż rapera
A ja tak to sklejam x4