Gdy nagi przemawia ktoś Wtedy wypada wytężyć słuch Przechodniu świadkiem być masz Czekam na twój agresywny ruch Wysokoczoły we mnie chemik Nad doświadczeniem głowę zwiesił Chociaż coś wrzeszczą ludzie ciemni I tłuką szyby głupie dzieci Niech coś wybuchnie, coś się spieni Gwiaździstość nocy niezliczonych Obserwowałem tylko z Ziemi W lodówce biły się atomy Przechodniu możesz kpić Lecz wiem że grzbietem ci biegnie dreszcz Dzieli nas wszystko i nic Ja robię co muszę ty rób co chcesz Po to jest prawda co wyzwoli By wyzwolić głównie do myślenia Gdy krew w laboratorium moim Z czerwonej się w tęczową zmienia Na jaką ewolucję liczysz Przecież już w życiu raz dorosłem? Powróz subtelny jak śpiew słowiczy Zawsze jednak jest powrozem Wysokoczoły we mnie chemik Nad doświadczeniem głowę zwiesił Zbulwersowanych obywateli Wysłane gdzieś do babci dzieci Dębowa wieczność szarej krtani Przy trzcinie co nie stoi prosto Kolejne jak ktoś śmie pytanie Emocja miernot stała jak kosmos Strofujcie mnie. Odwróćcie się. Oburzcie się. Obraźcie się