Niewolę czarcie myśli schwytane późną nocą Bluźnię w wasze uszy, tak często i z ochotą Pytasz o to jak masz żyć, ale ja powiem Ci Jak umierać póki nie nastanie blady świt To jeden z tych dni, gdy ciemność przyjacielem Tak się wyśpię jak diabeł łoże mi zaściele Zegar cicho się śmieje, rechot powoduje strach A ja tylko czekam aż czas pożre własną twarz Czarny las myśli obnaża moje grzechy Znów na drugą stronę udręczona dusza spieszy Gdy latarnia szczerzy się i zagląda mi do okna Przychodzą dawne mgły, otwierają wszystkie wrota Pieje świadomości rota i wertuje pamięć Może to był diabeł, może sam Schopenhauer Wlewa słowa w oczy bym trapił się jak skazaniec W celi śmierci by móc powiedzieć 'Amen' Gdy poślubisz noc staniesz się ciałem Czarnej Matki Ona tak jak inne o swe dzieci się martwi Więc przytaknij jej, gdy w cieniach prośbę zatknie Pod osłoną ciem żyje się przecież dostatnie Noc mnie rozumie choć dzień więcej daje Pragnę jednak nie zasypiać i nie wstawać nad ranem Złożyłem swoje śluby stojąc na krawędzi dachu Życie traci sens, gdy nie czujesz jego smaku Po co mam żyć? Skoro nie widać ani sensu, ani celu? Po co mi śnić? Diabeł nie śpi z byle kim, choć spać by chciało wielu Po co mam trwać? Przede mną tylko droga brukowana porażkami Po co umierać? Ludzi już nie widzę- zasłoniły ich kurhany Strażnicy progów strzegą domów przed obcymi Którzy straszą w okiennicach, nie znasz dnia ani chwili Gdy zjawią się po reztki utrapionej duszy Usłyszeli Twój lament, gdy topiłeś się w kałuży Goryczy i żalu, błagałeś o koniec męczarni Plułeś wyzwiskami konsumując z potworami Spod łóżka, kolejny, bezsensowny dzień Przeklinając się za odebrany tlen Pytam się ile jeszcze będzie trwał stan agonii Co pozostanie po nim? Brak samokontroli boli Gdy z demonami zamieniasz się na twarze Wyjść do ludzi się nie bałem teraz także się odważę Chociaż w środku płacze błazen to zakłada maski Jakby dzisiejszy dzień miał być tym ostatnim I raduje się w bólu, trwaj noco! Trwaj! Niech cały świat usłyszy płacz spadających gwiazd To nie pierwszy raz, gdy opętany złudzeniami Stawiasz sobie pomnik oblepiony łzami, a dynamit Zatknięty w głowie, tak przeklęcie głęboko Będzie przypominał o tym, o czym nawet filozofom Się nie śniło, oddawaj moje życie, skurwielu! Kiedyś miałem plany i dążyłem do celu Teraz tak wielu kroczy ścieżką beznadziei Bez nadziei, że ten stan kiedyś się odmieni Po co mam żyć? Skoro życie odbiera a nie daje nic w zamian? Po co mi śnić? Skoro mam więcej lęków niż pozwalają prawa? Po co mi trwać? Trwam tak od lat, chwytając się sztuczek Po co umierać? Łapię się fantazji skrzydeł by przed prawdą uciec